Jaką człowiek ma uciechę,
zabijając kogoś śmiechem?
Nie będę niczego ściemniał,
powiem krótko to i szczerze,
człowiek w walce o koryto,
czasem gorszy jest niż zwierzę.
Jak to u Was jest w sypialni, czyli sypiając ze…. zwierzakiem.
Czy Wy Czytelniczki moje kochane też tak macie, że jest wam zawsze zimno i musicie spać jak mumia okręcona w kołdrę od nosa po stopy, oczywiście pod stopy z podłożeniem? Nie wiem jak to się dzieje, że facetowi jest zawsze ciepło, a nam ciągle dokładnie odwrotnie. Niedawno staliśmy się właścicielami mega wielkiej kołdry, bo mąż mój zaprotestował przeciwko notorycznemu ściąganiu jej z siebie. Nasza kołdra została położona w poprzek niemałego łoża i teraz jest ok. Przynajmniej dla mnie. Jak to powiadała nasza córka – nie lubię jak coś mnie ciaśni. Ale są wyjątki.
Mieliśmy kiedyś psa, wspaniałego, mądrego i łagodnego rottweilera Hulita. Miał cudowną umiejętność przenikania do łóżka i zasypiania w nim w sekundę. Wystarczyło, że mój mąż wyszedł z łóżka na moment – już na jego miejscu „od daaawna” spał Hulit. Muszę przyznać, że kiedy w tymże łóżku byłam tylko ja, Hulitek nie zawracał sobie głowy udawaniem i podchodami, tylko radośnie wskakiwał na nie i układał się oczywiście centralnie. Nie zasypiał także od razu, ale domagał się drapań i przytulasków. Nasz kolejny pies, berneńczyk Darwin, miał zwyczaj sprawdzania reakcji na włażenie do łóżka. Najpierw kładł głowę, potem pod głowę podkładał łapę, następnie przeciągał się tą już położoną łapą i po chwili dokładał drugą przednią. Jeśli w tej chwili nie było naszej reakcji, w kolejnej, bezszelestnie przenikał resztą ciała na łóżko. Oczywiście działo się to w tzw. nogach. I tak ostatecznie mogłoby zostać, ale gdy pieseczek zasypiał głębokim snem, wchodził w takie grzmiące chrapania, że pokonywał w tej materii Andrzeja, budząc go i… tu się kończyło Darwinkowe spanie w łóżku. Mój mąż nie znosi konkurencji :-D Nasz obecnie władający nami piesek, psinka raczej, efekt mezaliansu mamy shi-tzu do uroczego yorka, Zumba, zupełnie się nie domyśla, że psy mogą NIE SPAĆ w łóżku ludzi. W naszym łóżku sypiały także wszystkie nasze koty i jakoś nikt z nas nie zapadł na żadną chorobę odzwierzęcą ani się nie zarobaczył. Jasna rzecz, że do łóżka wolno wejść zwierzęciu czystemu, a nie takiemu po spacerze w listopadową ulewę. Nasze dzieci nie miały w dzieciństwie jakoś specjalnie wiele obowiązków, ale karmienie i wyprowadzenie psa prawie zawsze do nich należało. Hasło: „bo pies/kot sam sobie nie weźmie” było na porządku dziennym.
Psy były zawsze naszym wyborem, natomiast koty najczęściej były przerzucane przez parkan przez - jak ja to złośliwie mówię - katolicki naród podkarpacki. I mieszkały z nami - czasem krótko, czasem znacznie dłużej. Zawsze leczone, karmione, głaskane, lubiane bardzo, często sterylizowane. Teraz oczekujemy na zabranie nam spod okien sporego ruchu samochodowego i przeniesienie go na – trala-la-la, bum-cyk-cyk (to objaw radości na samą myśl o tym cudownym zdarzeniu) – zatem, przeniesieniu go na prawdziwą, rasową, a co ważne, daleko od nas, obwodnicę. I wtedy sami sobie wybierzemy kotka, a jak trzeba będzie coś przygarnąć z ogródka, to też to zrobimy.
Bo jak mówi stare powiedzenie: dom bez zwierząt jest zwykłym mieszkaniem. I wprawdzie zwierzę nie ma równych z nami praw, ale „jeżeli mnie oswoisz będziemy się nawzajem potrzebować” – pamiętasz ten (ważny dla nas życiowo) dialog lisa z Małym Księciem?
Dziś wyjątkowo zamiast piątkowego eseju, będzie wiersz Pani Stanisławy Kucab, kobiety o wrażliwości motyla i odporności słonia.
Jest
taka Polska
niepartyjna
i nie fanatyczna
nie ksenofobiczna
ani kosmopolityczna
tolerancyjna uczciwa
prawdomówna
normalna
ludzka.
W tej Polsce
starość jest w poszanowaniu
życie - święte
ofiara - ofiarą
a post - postem
prawdziwe
nie wirtualne
czy medialne
tu wiara uzdrawia
nie religia
i wie się, że
aby być dobrym
nie wystarczy
tylko chodzić do kościoła
Mody mijają
rządy padają
a ona trwa
niezmiennie
przyzwoita
Ta Polska
leży na wszystkich
szerokościach geograficznych
i długościach
tam, gdzie
prawi Polacy
wprost z utęsknień
Norwida wyjęta
Wiem,
bo bardzo chcę
tam zamieszkać
Może rzuciłbym palenie,
lecz w tej kwestii jestem leniem,
może rzucił piwa picie
lecz żal, bo w tym mam obycie.
Sama myśl już mnie podnieca,
żeby nie dać com obiecał.
I znów przyszedł czas odwiedzin w Muzeum Pajęczyn, jak moja córka nazywa przełom lata i jesieni. To poranne spacery z psem zwykle nastrajają mnie refleksyjnie. Patrzę z podziwem na kunszt pajęczy spowity w mgłę. Taki pająk wybiera miejsca na pajęczynę, korzystając z klucza zupełnie niedostępnego dla nieentomologa. Na pajęczynach rosa - rozczulająca nas swą urodą, ulotnością, wdziękiem bliskim kiczowi. Delektujący się tym widokiem romantycy, tęsknią za tym, by lubić to, co lubienia godne, podziwiać - co godne podziwu, uśmiechać się nie dlatego, że wypada. Na przykład ja lubię uśmiechać się do muchomorów, pewno dlatego, że to jedyne grzyby, które na mnie zawsze czekają. No czasem jeszcze takie białe na cienkich nóżkach, co do których nawet ja, odróżniająca świadomie tylko muchomory od pieczarek, wiem, że to trujaki.
Każdy z nas ma w duszy jasne zakątki i zakątki w półmroku. Tak jak twarzy w zależności od kontekstu, czy opinii, w zależności od otoczenia. (No przyznaj, że tak jest, przecież to w Twojej głowie to przyznanie, a nie na murze Twojego domu).Ważne, by chcieć i potrafić się zatrzymać i nad tym zastanowić. Jak czuję się w swej skórze, czy w roli : wygodnie czy dyskomfortowo, mam możliwości zmiany, czy muszę się przystosować.
W zasadzie zamierzałam pisać o delektowaniu się życiem, o zwolnieniu tempa jego przeżywania, ale bez paru słów o pośpiechu się nie da. On bez naszej zgody zaczął mieszkać z nami, ogranicza nasze kontakty, pożera czas dla siebie, wkręca w chore doganianie, licytowanie i w… pustkę. Karierę od nowa zrobiło słowo „planowanie”.
Wszystko dobrze, jeśli ujmiemy w planie dziennym czas na życie, bez masek pełnionych ról.
Lubisz być z sobą bez takiej maski? A kogoś - kogokolwiek, bez stanowiska, możliwości, bez ulotnego czaru zajmowanego stołka - lubisz?
Kiedy wkręca mnie taka spirala i coraz częściej słyszę w głowie słowo „muszę”, głośno mówię „chcę”. I dotyczy to prac domowych i prac „pracowych”. Bardzo mi ten stan chcenia ułatwia życie. Cieszę się, gdy na swój użytek odkrywam jakieś ułatwienia, choćby już dawno obecne w polskich wersjach amerykańskich poradników na okoliczność. Takie : muszę mieć, bo inni już dawno mają, byli, widzieli, jest mi głęboko obce.
Mam w tym zakresie zdecydowanie łatwiej, bo w pakiecie startowym na życie odziedziczyłam, po mieczu, całkowity brak zazdrości. Tak już mam, że zazdrość znam z literatury. Serio, serio.
Lubię moje życie, bliskich moich ludzkich ,zwierzęcych i roślinnych. Lubię najpiękniejsze w Europie Środkowej strzyżowskie landschafty. Lubię pieśni pasyjne na chór ,wieczne hity Dire Straits i głos Marka Knopflera. Lubię modlitwy do św. Expedyta i rzeźby Romana Górki. Lubię jeździć na Węgry, bo język ich jest dla mnie jak muzyka, która się przeżywa, a nie musi rozumie.
Lubię jesień, śliwki, klangor odlatujących żurawi i super jesienną zupę cebulową.
I lubię jak nieśpiesznie przesącza się przeze mnie moje życie.