in Fraszki
18. 01. 07
posted by: Andrzej Curyło

Widziały gały co brały,

że raz jest duży,

a raz jest mały.

in Fraszki
18. 01. 06
posted by: Andrzej Curyło

Musiałem ogon podkulić,

bo mnie dorwało trzech ciuli.

in Ludzie
18. 01. 05
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Święta nastrajają nas raczej pokojowo, rodzinnie i, jak pogoda dopisze, wręcz bajkowo, czy jak to się teraz mówi - magicznie. Nie wiem czy wskutek nijakiej pogody, czy innych okoliczności, z „przystolikowych” rozmów uwagę zwróciłam na niewesołe opowiadania. Wśród nich na plan pierwszy wysunęły się trzy historie z życia. Nie mojego, na szczęście. A nawet oczekuję, że nikogo z moich bliskich takie, czy podobne zdarzenia nie dotkną.

Bohaterkami ich są dwie kobiety i jeden kot. Powiedzmy, że pierwsza pani ma na imię Ela, a druga Ala, natomiast kot ma na imię Tosia.

Ela jest emerytowaną nauczycielką, ma jednego syna, którego kocha i w którym widzi wcielone dobro i złote serce. Syn robi karierę gdzieś za granicą. (A może robi pieniądze, ale kariera lepiej brzmi). Jest żonaty, chyba w szczęśliwym związku, bo nigdy nie słyszałam złego słowa na synową. Jest też wnuk czy wnuki, nie pamiętam.

Pięć lat temu, wkrótce po przejściu na emeryturę, Ela zaczęła chorować. Podczas lat pracy w zasadzie nigdy na nic się nie uskarżała. Wysportowana i szczupła - okaz zdrowia, na oko. Któregoś dnia dopadł ją wylew. Po leczeniu szpitalnym i po rehabilitacji, gdy okazało się, że samodzielne życie jest niemożliwe, syn wystarał się o miejsce w DPS, po czym sprzedał matki mieszkanie. I koniec historii. W DPS Ela robi lewą ręką kulki, z których wykleja kwiatkowe obrazki, rehabilitacja raczej bywa z rzadka, logopeda u nich nie jest zatrudniony, więc w ramach terapii mowy, siedzi i ogląda seriale. Rodzina prawie jej nie odwiedza, choć daleko nie jest. Częściej pisze do niej kartki na święta czy na imieniny.

Pomyślisz sobie - ale sobie jedynaczka wychowała, egoistę skończonego. To może teraz o Ali.

Ala, całe życie pracowała żeby swoim trzem córeczkom zapewnić więcej, modniej, lepiej, bardziej. Pomagała i później, gdy zakładały rodziny. Sprzedała spory majątek, kupiła sobie małe mieszkanko, a resztę dała swoim „dziewczynkom”. Gdy skończyła 80 lat miała udar. Wydawało się, że życie tli się w niej, i tylko zdmuchnąć, zgaśnie. Szpital, rehabilitacja i co dalej? DPS-u pod ręką nie było, więc może prywatny pensjonat na te ostatnie chwile? Znalazł się odpowiedni, za odpowiednią odpłatnością, naturalnie. Znalazł się i kupiec na Ali mieszkanko. Więc zostało sprzedane szybciutko. I wkrótce po tym fakcie Ala zaczęła cudownie wracać do zdrowia. Chciała zatem wrócić do siebie, ale już odważnych córeczek nie było, żeby powiedzieć, że nie ma do czego. Minęło 3 lata. Ala nadal żyje w formie niezłej. Córki odwiedzają ją sporadycznie, bo o czym gadać? Pieniądze z mieszkania dawno się rozeszły, a ona nadal na tym świecie i za pensjonat płacić trzeba. Więc konflikt między siostrami goni konflikt.

I wreszcie Tosia, kotka, która tuż przed świętami wylądowała w schronisku dla bezdomnych zwierząt w „wypasionym” transporterze, do którego przyczepiona była kartka „To Tosia. Wesołych świąt”

Spodziewasz się jakiegoś komentarza czy pointy? Nie spodziewaj się. Nie wiem co powiedzieć. Wprawdzie „tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono” a z drugiej strony: „lepiej widzieć cudze pod lasem niż swoje pod nosem”, ale takie historie sprawiają, że wciąż myślę czy jestem wystarczająco dla mych bliskich "sprawdzona” i widziana pod tym właśnie nosem....

in Fraszki
17. 12. 31
posted by: Andrzej Curyło

Kiedy mnie zdradzała

to mi się zdawało.

Kiedy była wierna,

nie wierzyłem gałom.

in Fraszki
17. 12. 30
posted by: Andrzej Curyło

Żłób żłobowi nierówny,

takie mamy czasy.

Obecni jedzą siano,

poprzedni frykasy.

in Ludzie
17. 12. 29
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Wielkimi krokami nadchodzi doroczny czas składania sobie obietnic. Nie wiem czy wynika to z magii przejścia z jednego roku do drugiego? Może bierze się z symbolicznego zaczynania „od początku”? Może ze zwyczajnej chęci obiecania sobie, że już wkrótce zmienimy się w ideał? To wszystko zmusza nas do myślenia - co nowego będzie w nas i z nami od nowego roku? Chciałam z Wami pogadać w temacie: jakie były, czy będą, Wasze noworoczne obietnice. Naturalnie te, które można głośno wypowiedzieć. I jak długo udało się Wam w postanowieniach wytrwać?

Mam za sobą pewno większość „dziewczyńskich” postanowień – zacznę się gimnastykować, będę pić 2 litry wody dziennie, wrócę do regularnego pływania, codziennie przeczytam coś dla przyjemności i coś zawodowego, codziennie nauczę się jednego słówka angielskiego / niemieckiego / węgierskiego... Niestety,po raczej krótkim zrywie, najczęściej wracam do poprzednich przyzwyczajeń.

Ktoś z Was ma jakiś pomysł na walkę z nieskutecznymi obiecankami? Nieocenieni amerykańscy badacze obliczyli, że tylko 8% osób postanawiających noworocznie, trwa w postanowieniu po pół roku. Co zatem zrobić żeby znaleźć się w tym ekskluzywnym gronie? Każdy sprawdzony na sobie pomysł jest na wagę złota. Przejęci własną, noworoczną szlachetnością jesteśmy skłonni dużo obiecać. I pułapka „nikt ci tyle nie da, co ci...obieca”, gotowa. Zatem, czekam na wypróbowane pomysły. Bo każdemu się przyda jakaś poduszka finansowa (zacznę oszczędzać), lepsza cera (2 litry wody dziennie), dobra kondycja (regularnie będę pływać, spacerować, tańczyć), biegłość w sprawach zawodowych czy językach obcych. Łatwość w postanowieniach, obietnicach, przyrzeczeniach przypomina mi brukowanie piekieł dobrymi chęciami. Nasze noworoczne wysiłki docenia za to ks. J. Twardowski mówiąc, że, niebo brukowane jest dobrymi wysiłkami.

Ja od lat na postanowienie noworoczne biorę sobie słowa niezrównanej mistrzyni felietonu, Doroty Terakowskiej : „Żyj i daj żyć tylko tym, którzy tobie też na to pozwalają”.

in Fraszki
17. 12. 24
posted by: Andrzej Curyło

Niejedną młodą

nakrył swoją brodą.

in Fraszki
17. 12. 23
posted by: Andrzej Curyło

Gdybym inna miał kobitę,

dawno bym odwalił kitę.

in Ludzie
17. 12. 22
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Jak się czujecie z wszechobecnymi życzeniami? Na ścianach, murach, wystawach, w klapach sprzedawców sklepów, w radiu i w telewizji, której wprawdzie nie oglądam, ale sądzę, że też? Nie czujecie się osaczeni? I nie jest to zalewanie serdecznością, ale bez emocji wyrzucane zewsząd: weeesooołyyych świąaąt! Nic prawdziwego za tym najczęściej nie stoi, ale też nic nie kosztuje rzucić przed siebie takie stwierdzenie.

Myśląc o życzeniach, najczęściej imaginuję sobie osobę, do której się zwracam. I albo życzę w kontekście tej konkretnej osoby, albo wcale. Zwłaszcza obecnie, gdy legendarne już „dwóch Polaków i cztery opinie” podlewa sos politykierstwa. Boję się świątecznych spotkań, podczas których trzeba będzie unikać tematów rodzinnie wrażliwych, a do tego uważać na przekonania współświętujących.

Zatem kochany Czytelniku naszego bloga, życzę Ci byś w Święta zwłaszcza, ale po nich także, czuł  bliskość tych, z którymi chcesz być blisko. Życzę bycia dla kogoś ważnym, zupełnie nie dlatego co i ile możesz. Życzę, by życie miało kolor, wdzięk, radość i sens. Jeśli lubisz roślinne porównania – kwitnij i owocuj. Wolisz zwierzęce – niech się powodzenie, czy wręcz bogini Fortuna, do Ciebie łasi jak kot. Przekonuje Cię świat przedmiotów – niech to, co przed Tobą, będzie poskładane, sensowne i przewidywalne. Wolisz jakieś motoryzacyjne treści, niech Ci się darzy we wszystkim i zawsze z imponującą prędkością. Lepiej się czujesz filozofując, życzę Ci więc, by dobro, które czyniłeś bezzwłocznie wróciło do Ciebie. Wierzącym życzę błogosławieństwa Dzieciny.

A wszystkim tolerancji, pomyślności i zielonych świateł na drodze życia.

in Ludzie
17. 12. 17
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

No tak, jestem uzależniona od lat. I to, że także od lat, nałogu nie praktykuję faktu nie zmienia.

W palenie wchodziłam z trudem, nie wiedziałam jak to się robi, połykałam dym, płakałam, bo gryzł mnie w oczy, ale bardzo chciałam się nauczyć palić. Uczyła mnie koleżanka, nieco ode mnie starsza, z bardzo dobrego domu. Oczywiście imponowała mi. Wreszcie z biedą nauczyłam się zaciągać. Z paleniem byłam blisko przez czas : „do po studiach”. W rok po urodzeniu się naszego syna miałam kłopoty ze zdrowiem i pierwszy raz na serio pomyślałam : kiedyś umrę. To niesamowita myśl. Do dziś pamiętam to zaskoczenie. Nie dziw się, myśl o śmierci to nie jest problem do rozważań zdrowego, młodego człowieka. I zdałam sobie sprawę, że chcę zrobić coś, co mojego życia przynajmniej nie skróci. Najłatwiej rzucić palenie. Bo przecież mogę w każdej chwili. 

I okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, że taka każda chwila w żaden sposób nie chciała nastąpić. Nie działało „od jutra”, „od poniedziałku”, „od pierwszego”, a wręcz paliłam jakby na zapas, więc zdecydowanie więcej. Wymyśliłam sobie taką „umowę” z Opatrznością : za opiekę i dobrostan mojego dziecka, w każdym roku nie będę palić przynajmniej miesiąc. Bo jak nie, to… I słuchaj – zadziałało. Kilkanaście lat palenie moje przebiegało tak, że robiłam przerwy czasem miesiąc, czasem 3 miesiące, raz nie paliłam półtora roku. Ale to nie było rzucenie palenia, to była przerwa w nim. Zaplanowana na przerwę o nieokreślonym czasie trwania.

Nie identyfikowałam się z palącymi, nie paliłam w pracy, jeśli jechałam pociągiem, nie wybierałam wagonów dla palących (kiedyś takie w pociągach były, serio), obrzydzał i dławił mnie zapach papierosów we włosach, ubraniu czy firankach. Ale to wciąż było za mało, żeby powiedzieć sobie: już nigdy nie zapalę papierosa.

W 2000 roku poznaliśmy Anię, naszą córkę, która w kategorii mieszkańców domów dziecka była zupełną rzadkością. Mianowicie, zastała pozostawiona w szpitalu po urodzeniu i nigdy, nawet sekundy, nie spędziła w domu swoich rodziców. Chcieliśmy, żeby została naszym dzieckiem. Wydawało się, że na poziomie sądu będzie bez problemu. Błąd. Rodzice biologiczni, którzy przez 3 lata i 10 miesięcy jej życia mieli z nią udokumentowany kontakt 7 razy (w to wlicza się także telefon do placówki!!!), zapałali nagłą miłością i… pierwszą sprawę przegraliśmy. Wtedy zrobiłam takie przyrzeczenie: Boże, jeśli wygramy na drugiej rozprawie, to już nigdy nie zapalę papierosa.

Ania jest naszą córką od 17 lat. Nie palę lat tyleż samo. Ale nałóg we mnie jest, wiem to. Kiedyś byłam na wycieczce w Izraelu. Na jakiejś kolacji zapaliłam, wraz z wszystkimi, sziszę, jakieś jabłkowo - różane aromaty. Efekt : przez pół roku z tyłu głowy miałam myśl o zapaleniu papierosa.

Możesz nie akceptować metod moich walk z nałogiem. Wolno Ci. Ale myślę sobie, że nie udałoby mi się, gdybym nie miała dla kogo. W moim życiu to ważne słowa. Mieć dla kogo.