Najpierw poszedł na grzyby,
a potem na ryby.
Powód tego taki,
w grzybach miał robaki.
Poszedł po rozum do głowy,
długo nie wraca, pewnie nie gotowy.
Picie, to taka dyscyplina:
łatwo rozpocząć, trudno zatrzymać.
Nie przestanie mnie zaskakiwać to, co spotykam w gabinecie. Myślę tu o wysiłku, który należało włożyć, żeby mały, a czasem już nie taki mały człowiek był i zachowywał się tak, jak się zachowuje. Mam dorosłe dzieci i ich dzieciństwo przebiegało w czasach bez mała wieków średnich, więc odniesienia trudno robić. Nie mam wnuków, więc rodzinne obserwacje także odpadają.Zatem tak krótko, zgodnie z przyjętą przeze mnie linią nierozgadywania się na piśmie – pewno dlatego, że mam dość gadania godzinami dziennie :-)
Pojawia się mały człowiek, pewny siebie, nie dający się poprawić, próbujący „pobuszować” po szafkach i półkach, zupełnie nie zainteresowany kontaktem bez względu na atrakcyjność prób.(Poziom atrakcyjności oceniam po reakcjach wielu innych osób w tym wieku.) Kiedy w końcu łapię z osóbką wzrokowy kontakt, mierzy mnie zimnym wzrokiem mówiąc: mój tata jest lekarzem. I tu wymienia jego specjalizację. W tym momencie pomyślałam – takie rzeczy? Tylko w małym miasteczku.
Inny mały człowiek w trakcie pół godziny odreagowuje na mamie moje próby podjęcia terapii kopiąc ją dwukrotnie, tyleż samo bijąc i raz opluwając. Do tego dwa rzuty na podłogę i potępieńcze wycia bez łez. Reakcja mamy: brak. I jeszcze taka mamina uwaga: wie pani, on wcale nie zauważył tego, że mu nie pozwalam grać na tablecie i smartfonie i oglądać tam bajek. Tylko ja mam dużo więcej z nim pracy. Ale postępów nie widać. Myślę sobie: taaa, jasne. Najpierw 3 lata bycia z człowieczkiem bez rodzicielskiego bycia, a potem chęć, żeby w 3 tygodnie wszystko się poprawiło. Wychowywanie dziecka jest czymś zupełnie innym niż gierka na tablecie.
Kolejny dzieciak – powinien mówić, a tego nie robi. Wszystkie dzieci w rodzinie i wśród dzieci znajomych już mówią, a to dziecko wcale. Zadaję jakieś pytanie i.... (tu odgłos mojej szczęki uderzającej o podłogę), mama tłumaczy moje pytanie z polskiego na język dziecka, totalnie niedostępny dla świata zewnętrznego. No, chyba się muszę na korepetycje z tego języka dźwięków, mlaśnięć chrząknąć i ciamkań, zapisać. Inaczej pewno się nie porozumiemy. Już współczuję nauczycielom w przedszkolu.
Kolejny przypadek, nastolatka, zaczęła się jąkać, bo ją....babcia stresuje. Z satysfakcją mi opowiada jak wraz z mamą sprawdzają czy ta babcia była w ich pokojach i czy zostawiła ślad dotknięcia czegokolwiek. Dziewczyna ledwo powietrze łapie, tak bardzo chce opowiedzieć jak jeszcze można dowalić tej starszej pani. Znam tę osobę, może gigant intelektu to nie jest, z pewnością ciekawska taką małomiasteczkową ciekawością, naiwna i łatwowierna. W przeciwieństwie do wnuczki. Za to wnuczka? Może raczej do psychologa lub psychiatry z tym zaburzonym odbiorem świata powinna się udać. Tyle było tych gotujących się w niej złych emocji, że jak wyszła z gabinetu, miałam ochotę wykąpać się w... gabinetowej umywalce.
I jak to co powyżej podsumować? Jak sobie pościelicie (rodzice), tak się wyśpicie. Nie wiem. Zupełnie nie wiem co o tym myśleć.
Tak z kobitką tańczył,
że już dzisiaj niańczy.
Fantastyczne chwile na mundialu przeżył,
pozbył się sukcesu i pozbył łupieżu.
Piękna buzia,
nogi,
cyce....
Facet myśli pod prysznicem.
Lepiej mieć nieczyste myśli,
niż człowiekiem być bezmyślnym.
Miała być polska nawałnica
i miała być walka,
wyszła z tego cienizna
i marna nawałka.
Moje nauczycielki z logopedii-choćby Hanna Rodak, Maria Góralówna, Janina Wójtowicz czy Genowefa Demelowa, nazwiska znane wszystkim, polskim logopedom, z pewnością w grobach się przewracają, obserwując z innego wymiaru osoby, coraz częściej trafiające na terapię mowy. Nie mam tu na myśli coraz młodszych afatyków. Myślę o dzieciach lat 2 do 6, które nie mają potrzeby wzorować się na dorosłych, nie chcą z nimi kontaktu, nie potrzebują rozmowy, ba, prawie nie mówią. Wszystkie te dzieci maja górę zabawek i pluszaków, dostęp nieograniczony do bajek w telewizji czy na komputerze, dostęp do gier o atrakcyjnej grafice i oczywiście smartfona czy tableta bez limitu. Naturalnie według rodziców- wszystko wiedzą i rozumieją. Tylko nie mówią. Więc przyszli, żebym COŚ zrobiła. Czasem mi się wydaje, że ci mądrzy rodzice, którzy potrafią tak wiele różnych, trudnych operacji wykonać, nie wiedzą, że dziecko bez rodzica nie ma szans na rozwój. Mówię im- proszę zabrać mu te przeszkadzacze, a oni patrzą na mnie, jakbym się urwała z XIX wieku. Przecież jak on nie będzie miał bajki, to nie zje, to drugiego dziecka się nie da ubrać, to nie będzie się rozwijać jak rówieśnicy... Znam te wszystkie kontrargumenty. Jeśli rodzic się broni i mówi, że przecież zwariuje, to ja proszę: proszę chociaż spróbować. I co się okazuje po kilku dniach? Zabawki zaczynają interesować, dziecko w nocy śpi spokojnie, a nie rzuca się jak ryba na piachu, zaczyna coś układać i budować, a po 2 tygodniach zaczyna mówić. Wiem, że różnie z tempem i zrozumiałością tej mowy jest. Ale zaczyna się coś pozytywnego wydarzać. Bywa, że trafia się okazja, że jest jakieś dziecka święto i nadgorliwa ciocia kupi gierkę (nie mam na myśli gry planszowej), to wszystkie problemy zaczynają się od nowa. Cóż, można się oburzać, że jakieś stare metody promuję. Tak, stare! Czyli bycie kimś w życiu dziecka, a nie wyłącznie wspólny adres, to jest coś co bardziej przypomina relacje dobrosąsiedzkie. I muszę Ci powiedzieć, że boję się tego świata, który będzie, gdy te dzieci będą dorosłe. Myślisz tak czasem?