in Fraszki
18. 05. 11
posted by: Andrzej Curyło

Zbliżają się wybory,

pora do pokory.

18. 04. 22
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Proszę Państwa, eseju dziś nie będzie. Usprawiedliwieniem jest jedno słowo: Cortez. Zamieszkało z nami psie dziecko, siedmiotygodniowy owczarek niemiecki. Szaleństwo zupełne. Zwierzęca część rodziny pogodzona, a nawet ze wskazaniem na akceptowanie. Uzależnieni od tej rasy mówią, że są psy i są owczarki. Przekonamy się. Póki co obserwujemy się bacznie. Trzymajcie kciuki.

in Fraszki
18. 04. 21
posted by: Andrzej Curyło

Zwiedziła nie jeden szop,

chcąc kupić hula hop,

jednak problem w tym tkwił cały,

wszystkie szczelnie pasowały.

in Fraszki
18. 04. 20
posted by: Andrzej Curyło

Kiedy już wszystkie ciuchy

w walizę upchała,

on do niej z zapytaniem:

- Będziesz mnie zdradzała?

I czeka odpowiedzi z otępiałym wzrokiem.

W końcu ją uzyskał:

- Nie jestem prorokiem.

in Fraszki
18. 04. 15
posted by: Andrzej Curyło

Pomnik dla jednego?

Naród ma się sprężyć

postawić pomnik dwóm

co ukradli księżyc.

in Fraszki
18. 04. 14
posted by: Andrzej Curyło

Taka myśl mi w głowie świta:

dwa miliony na Caritas?

Ale mam spokojną głowę,

nagrody były celowe.

in Ludzie
18. 04. 10
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 

„Łatwo jest kłamać za pomocą statystyki, ale trudno jest mówić prawdę bez niej.”, tak przekonywająco stwierdził szwedzki matematyk A. Dunkels A z drugiej strony Winston Churchill podobno powiedział: „ Nie ufaj żadnej statystyce, której sam nie zmyśliłeś”. Akurat w tym przypadku, rzekome powiedzenie Churchilla zastosowania nie ma.

Zapytasz: co cię naszło, że zapuszczasz się w rejony zbliżone do matematyki?

Powód jest i to nie błahy. A nawet są dwa takie powody. Dla jednych okolice 10 kwietnia to obchody całkiem innych uroczystości. A dla mnie? Tak się składa, że w tym czasie zaczął swe istnienie nasz blog Loqueris. To zaledwie jego pierwsze urodziny, ale daje słowo, nie spodziewałam się, że tak regularnie (no prawie ;-) ) będziemy się spotykać.

Ostatnie zdarzenia w moim życiu sprawiły, że straciłam nieco tempo i cykliczność blogowania. Nawet przemknęła mi taka myśl, że może projekt pod nazwą, która prawie nikomu nic nie mówi,powinnam zamknąć. I tu przyszła mi z pomocą..... statystyka. Może i jest kulawa, pewno się często myli, nie bierze czegoś ważnego pod uwagę, ale czy Ty wiesz, że przez minione 12 miesięcy pojawiło się trochę ponad 150 publikacji. A na stronach Loquerisa gościliśmy 31561 otwarć, czytań, wejść- jak chcesz nazwij. Zatem statystycznie było to około 86 odsłon dziennie.

Najczęściej wchodziliście w Andrzeja fraszki, o co bynajmniej nie jestem zazdrosna. Sądzę, że to czyjeś żony sprawiły, że fraszka „Na męża” ,od początku lipca 2017 roku, jest niepokonana i obecnie dziarsko zmierza do sześciuset odsłon. Podobnie „Słowo męża” jest fraszką, która znalazła Wasze uznanie. Czyżbyście, drogie Panie, znalazły coś znajomego w ich treściach?

Cieszę się, że i moje eseje znajdują swoich czytelników. Przyznaję, lubię i ja „ Przez różową szybkę” czy „Odmładzające pisanie”. Mini seria logopedyczna także zyskała Waszą uwagę.

Cieszę się, że od czasu do czasu można popatrzeć na obiekty Stacha Dybicha lub zatrzymać się nad poezją Uli Rędziniak i Stasi Kucab. Chciałabym wrócić do „Tanich historii”, bo mnie bawią czy też do psich fascynacji Ewy Frankiewicz.

I ta statystyka to drugi powód dzisiejszego spotkania. Jestem zaskoczona, trochę wzruszona, części z Was, naszych Czytelników, nie znam osobiście, ale dziękuję, że Wam się chce czytać i że chcecie czytać na Loquerisie, czasem komentujecie, czasem wystarczy, że myślicie o tym co przeczytaliście.

Powiem Wam coś: fajnie jest pisać bloga.

A co tam? Dumna jestem z Loqueris. Wolno mi przecież.

 

18. 04. 04
posted by: Stach Dybich

Przestrojnik

in Fraszki
18. 03. 31
posted by: Andrzej Curyło

Jajko, ty, święcony baranek,

może mieć dziś też przechlapane.

18. 03. 30
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 Od dłuższego czasu marzył mi się wyjazd do Maroka. Ale, że jakoś się nie składało, odkładany był na półkę z planami w kategorii „kiedyś”. Wreszcie zdarzyła się taka okoliczność pod nazwą „bardzo okrągłe urodziny Andrzeja”. Postanowiłam, że zrobię mu prezent i pojedziemy na kilka dni razem.( Zauważ jakim wykazałam się sprytem, bowiem Andrzej chyba o Maroku nie marzył. Lecz udało mi się przekonać go, że jak to? Marzył przecież! Tylko nie mówił o tym.). Jako, że oboje z historią, architekturą, zbiorami muzealnymi znamy się przelotnie i nie pałamy wzajemnym entuzjazmem, wybór wyjazdu o charakterze geograficzno – przyrodniczym był oczywistą oczywistością. Ta przyrodnicza część dotyczyła botaniki, a nie zoologii, a zwłaszcza nie dotyczyła „wielbłądologii”, bowiem ledwo zbliżanie się do tych zwierząt toleruję. Natomiast jazdę na nich praktykowałam raz i wystarczy mi po wsze czasy. A i Andrzej także preferuje inne pojazdy.

W zasadzie moja impresja dotycząca pobytu w Maroku będzie się skupiać na tym, co dla mnie było zaskakujące czy inne niż dotąd poznane. Do kategorii tychże zaskakujących mnie informacji należy przekonanie Marokańczyków, że po francusku nie mówią lub nie rozumieją tego języka wyłącznie osoby upośledzone umysłowo. Taaaak, współcześnie w Polsce, zdaje się, większość niewładających francuskim mieszka, ale żeby od razu sądzić, że to upośledzeni? :-D

Mówi się, że Polacy są przesądni, ale jak się okazuje, do mistrzostwa Berberów w przesądności, to nam ogromnie daleko. Berberowie są absolutnie przeświadczeni, że w każdej kratce ściekowej mieszka dżin albo dżinnija, którzy mogą złapać przechodzącego za nogę i wciągnąć go do swego podziemnego, strasznego królestwa. Dlatego kratki ściekowe są przysłonięte różnymi matami czy rodzajem jakiegoś linoleum. Ich zabobonność to także chronienie się wszelakimi amuletami od zet berberyjskiego począwszy, przez rękę Fatimy, na nagminnie używanym, super ochronnym kolorze czarnym w ubraniach. Zresztą podejście tradycyjnych mieszkańców Maroka do mody bardzo znacząco odstaje od tego co noszą Europejczycy. Większość ich nosi dżalabije do kostek. Ku mojemu zdumieniu, sama podobną w kroju posiadam, ale do wyjazdu nazywałam ją krótką parką z kapturem.

Nasza objazdówka zawierała w programie odwiedziny w domach, w jakich mieszkają tam ludzie. I powiem tak, nie miałam świadomości, że mieszkam w tak pięknym i bogatym bogactwem mieszkańców, kraju. W domach nie ma szaf, bo i w jakim celu miałyby być, skoro posiadanie dwóch kompletów ubrań, to zbytek. Nie ma łóżek, sof, foteli, bo przecież siedzi się i śpi na dywanach. Często nie ma szyb, natomiast jest rodzaj ozdobnej kraty okiennej. O toaletach raczej pomilczę...Natomiast posiadanie telewizora jest oczywistą oczywistością. Nasza przewodniczka mówiła, że Marokańczycy, to naród telemanów- przyznają się do oglądania telewizji przez 9 godzin dziennie. Ja, jako osoba oglądająca telewizję w wymiarze maksymalnie paru godzin rocznie, próbowałam zasmakować w ich programach. Jeden, rzekomo wyjątkowo często oglądany, to program muzyczny. Nieustająco śpiewają mężczyźni, wokół nich siedzą mężczyźni, których te pieśni tak poruszają, że zaczynają pląsać we dwóch czy trzech, a pozostali panowie w zachwycie biją brawo. Oczywiście kobiet nie ma w tym programie, a jeśli są to w ostatnich rzędach. Bo też i rola kobiet jest tam, jak dla mnie, nie do zaakceptowania. Przewodniczka wspominała o tym jak wywołała na suku szok wśród handlujących tam panów, bo po pierwsze poszła na zakupy sama a po drugie..... miała pieniądze. Kobieta posiadająca i dysponująca pieniędzmi, to na południu Maroka sytuacja absolutnie nie wyobrażalna.

Czytałam,że na tamtym terenie karierę i szacunek można zrobić zostając ulicznym opowiadaczem. Nie, nie takim jak w Polsce tj. stojącym przed przejściem dla pieszych i przekazującym plotki i podobnie istotne wiadomości. Prawdziwym! W Marrakeszu, na placu Dżemma el Fna spotkaliśmy ich paru. Panowie z zaangażowaniem mówili, podśpiewywali, gestykulowali, a otaczał ich całkiem spory tłumek słuchaczy.

I jeszcze zdanko o Haratynach. To zupełnie u nas nieznana kategoria ludzi. Są potomkami czarnych niewolników arabskich panów. Wprawdzie Francuzi znieśli niewolnictwo w Maroku, ale Haratyni jako najniższa klasa zostali klasą najniższą. Poznaliśmy jednego z nich. Dostał od życia szansę – był krawcem szyjącym kostiumy dla aktorów a także był przewodnikiem po studiu filmowym Atlas w Ouarzazate, studiu w którym kręcono sceny do filmu Gladiator czy Kleopatra. Jest to zresztą interesujące miejsce także z tego powodu, że funkcjonuje tam, bodajże jedyna w świecie szkoła statystów.

Długo można by snuć wspomnienia z tego krótkiego pobytu. Ale ważne jest, że znów spotkaliśmy interesujących i ciekawych świata ludzi. I kolejny raz cieszyliśmy się, że mieszkamy w kraju, w którym mieszkamy, a także w miejscu, które nam się podoba. A że głód podróży trawi nas od wielu lat, wyobrażam sobie, że wkrótce pojawi się kolejny pomysł. Wprawdzie ostatnie wydarzenia zawodowe mocno nadszarpnęły tak nasz budżet jak zaufanie do ludzi, ale wierzę, że znów się pozbieramy, żeby realizować nasze małe podróżnicze marzenia.