Nieszkodliwa marzycielka

17. 07. 07
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Mam tak czasem, że nagle przyjdzie mi do głowy pytanie, pomysł, myśl i nie zdąży się rozgościć, bo jakieś zwykłe lub nie, codzienne albo odświętne sprawy, na to nie pozwolą. Bywają marzenia uparte, nie dające się zbyć słówkiem „kiedyś”, wracające nagminnie. To co, że nierealne? Lub pytania śmieszne i dziecinne, a jednak od wielu lat będące blisko.

Takie pytanie od lat będące w mej głowie to - czy są kobiety kominiarze? Takie kominiarki? To nic, że bez sensu pytanie i wiedza także do niczego mi nie potrzebna. Skoro to, że nie znam odpowiedzi, nie pozwala mi o pytaniu zapomnieć.

Albo marzenie o tym, żeby napisać opowiadanie o pilnym i nieodwołalnym przeniesieniu stolicy do jakiejś zapadłej dziury. O tym  jakie zmiany zachodzą w emocjach, zachowaniu, noszeniu się ludzi tam mieszkających, którzy z „zapadłodziurzan” stają się nagle  mieszkańcami metropolii. Nawet nazwa nowej stolicy już jest. Ale Ci nie zdradzę, bo jak opowiadanie napiszę, to nazwa się przyda.

Od kilku lat mam plan pojechać w październiku do Hortobagy, by przez kilka dni o świcie patrzeć na odloty tysięcy żurawi. Albo, może być wiosną bądź latem, w tym samym miejscu na Węgrzech patrzeć na bezkresne równiny, miraże w upale i szare bydło, które tam żyje, pilnowane przez hajduków i ich psy puli. Niestety, od kilku lat te moje plany są nierealizowane i leżą plackiem w szufladzie z napisem - „kiedyś”.

Szczęście mam, że lubiąc wąwozy, zdarzyło mi się kilka zobaczyć. Byłam kiedyś w tureckim Wąwozie Saklikent. Wciąż pamiętam smużkę błękitu nieba wysoko nad głową. Tak wysoko, że aż się w niej kręciło. I cieszę się, gdy czytam, że w Turcji się uspokaja, więc może kiedyś powtórzymy i Oludeniz i Saklikent i Dalyan z motylami fruwającymi nad nią i żółwiami w rajskiej mnogości tam żyjącymi. Albo może Wąwóz Vikos, piękny grecki zakątek, raczej bez szans na spotkanie mas turystów, bo trasa raczej dla miłośników takich miejsc, a nie typowych wczasowiczów w Grecji, jadących po opaleniznę, a nie po męczące łażenia i widoki na zawsze zapadające w pamięć. Albo marzenie takie, by raz jeszcze zobaczyć Wadi Qelt lub przejść Wąwóz Masca…

Wiem, wiem, jestem w mniejszości. Tych nieszkodliwych marzycieli czasy współczesne wyrzucają na margines. Muszą albo się zmienić, albo stwardnieć albo w ostateczności nie mówić o tym. Przecież to bez wpływu na PKB… Pozwolę sobie pozostać w tej niszy. I tak sobie żyć jak dyktuje mi napis na jednym z T-shirtów: NIC NIE MUSZĘ.